Rafah już nie ma czyli 53 miliony ton gruzu

utworzone przez | sie 18, 2025

Izrael od miesięcy, przy pomocy kontrolowanych eksplozji i ciężkiego sprzętu, równa z ziemią miasto na południu Strefy Gazy. Zdjęcia przed i po są wstrząsające. Wkrótce podobny los może spotkać miasto Gaza.

Zabudowania w Rafah, gdzie mieszkało w pewnym momencie ok. 1,4 mln osób, zostały zrównane z ziemią. Izrael burzy je przy użyciu kontrolowanych eksplozji i ciężkiego sprzętu. Szacuje się, że na skutek działań wojennych w Strefie Gazy powstało 53 mln ton gruzu.

Zanim to wszystko się zaczęło, zanim w mediach społecznościowych popularność zdobyło hasło „Wszystkie oczy na Rafah” – mające wyrażać sprzeciw wobec nadchodzącego horroru – położone przy granicy z Egiptem miasto uchodziło za względnie bezpieczną przystań.
– Rafah nie było dużą miejscowością. Duża była Gaza. Mówiąc obrazowo i upraszczając, mieszkańcy Gazy postrzegali swoje miasto trochę jak Warszawę, a Rafah jak Radom – opisuje Łukasz Szozda, kierownik ds. bezpieczeństwa w Polskiej Akcji Humanitarnej (PAH), który w Rafah przebywał jako koordynator ds. bezpieczeństwa Międzynarodowego Komitetu Ratunkowego (IRC) w marcu i kwietniu 2024 r.
– I nagle do tego niezbyt dużego miasta przybyło ponad milion osób – dodaje.
Wcześniej w mieście żyło ok. 275 tys. ludzi. Gdy jednak 7 października 2023 r. Hamas zaatakował Izrael i ściągnął na Strefę Gazy krwawą odpowiedź sąsiadów, do Rafah uciekły setki tysięcy Palestyńczyków. Szacuje się, że szczytowym okresie tamtejsza populacja zwiększyła się do ok. 1,4 mln osób. UNICEF określił Rafah jako „miasto dzieci” ze względu na dużą liczbę najmłodszych, którzy szukali tam schronienia.
Miał być spokój. Miało to być miasto, którego Izrael nie zaatakuje, bo nawet ówczesny prezydent USA Joe Biden mówił w marcu 2024 r. w wywiadzie dla telewizji MSNBC, że to „czerwona linia”. 9 maja 2024 r. w rozmowie z CNN stwierdził z kolei: – Jak wejdą do Rafah, to nie będę dostarczać im broni.
Niczego to nie dało. W tym samym miesiącu Izrael rozpoczął ofensywę na Rafah.
– Najbardziej przerażające było dla mnie to, że kilkaset tysięcy osób zostało wtedy wysiedlonych z Rafah. Gdy tam byłem, poznałem ludzi, którzy zanim przybyli do Rafah z Gazy czy Chan Junis, byli przemieszczani z miejsca na miejsce 11 razy. Wiem o przypadkach, kiedy ludzie po prostu stali na ulicy w kompletnym zawieszeniu, bo nie wiedzieli już, dokąd mają iść. Zostali wygnani z poprzednich miejsc przez wojnę. I teraz nagle z powrotem musieli iść do miejsc, o których wiedzieli, że nie jest tam bezpiecznie – wspomina Szozda.
Pod koniec maja izraelskie czołgi były już w Rafah. Spadały też bomby. W „masakrze namiotowej”, jak nazwano atak na obóz dla uchodźców w dzielnicy Tall as-Sultan, zginęło ok. 50 Palestyńczyków. Światowi przywódcy potępili ofensywę, a Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości wezwał Izrael do jej natychmiastowego przerwania. Izrael odmówił.
Dziś, 15 miesięcy później, z miasta prawie nic nie zostało. Rafah już nie ma.

Centrum Satelitarne ONZ (UNOSAT) oszacowało w maju br., że w wyniku działań wojennych w Strefie Gazy powstało ponad 53 mln ton gruzu, których usunięcie zajmie 22 lata. Pomiędzy styczniem 2024 r. a kwietniem 2025 r., jak podał UNOSAT, największy wzrost pod tym względem – aż o 2156 proc. – odnotowano właśnie w Rafah. W analogicznym czasie ilość gruzu w muhafazie Gaza wzrosła o 81 proc.
Z kolei Al-Dżazira podała w ubiegłym miesiącu, że liczba zburzonych budynków w Rafah wzrosła pomiędzy 4 kwietnia a 4 lipca z 15,8 tys. do 28,6 tys.
Mimo to, pośród gruzów, cały czas próbują żyć ludzie. Izrael tymczasem w podobny sposób – za pomocą kontrolowanych eksplozji i ciężkiego sprzętu – niszczy inne miasta, m.in. graniczące z Rafah Chan Junis. Dlaczego? Siły Obronne Izraela (IDF) powtarzają, że „Hamas i inne organizacje terrorystyczne ukrywają zasoby wojskowe w gęsto zaludnionych obszarach cywilnych”, w związku z czym „IDF identyfikuje i niszczy infrastrukturę terrorystyczną znajdującą się między innymi w budynkach na tych obszarach”.
„Ha-Arec”, najstarszy dziennik w Izraelu wydawany w języku hebrajskim, który jest krytyczny wobec wojny i rządu Binjamina Netanjahu, poinformował niedawno, że izraelskie wojsko płaci właścicielom ciężkiego sprzętu 5 tys. szekli dziennie (ok. 5,3 tys. zł) za udostępnienie go do niszczenia zabudowań w Strefie Gazy. Wojsko następnie szuka operatora sprzętu – jak nie znajdzie cywila, to wysyła żołnierza. Operator otrzymuje 1-2 tys. szekli dziennie (1-2 tys. zł).
Wojsko wypłaca też pieniądze od każdego zniszczonego budynku – 2,5 tys. szekli (ok. 2,6 tys. zł) za budynek do trzech pięter i 5 tys. szekli za wyższy.
– Dzięki Bogu jest tam jeszcze dużo pracy – mówił operator ciężkiego sprzętu, z którym skontaktował się dziennikarz gazety.

Izrael nie tylko niszczy, ale też buduje. W kwietniu br. powstała nowa droga, która zaczyna się w Izraelu i biegnie przez 12 km, między miastami Rafah i Chan Junis, w stronę wybrzeża.
Korytarz, jak mówił premier Izraela Benjamin Netanjahu, ma odciąć Rafah od reszty palestyńskiej enklawy. Strona izraelska tłumaczyła, że celem było otoczenie Rafah i uniemożliwienie ucieczki nielicznym bojownikom Hamasu, którzy nadal żyli w mieście, a także uniemożliwienie im napaści na konwoje pomocowe. Obserwatorzy od początku jednak zwracają uwagę, że korytarz może posłużyć do kontrolowania ludności palestyńskiej, gdy zostanie wypchnięta z Gazy na południe enklawy. To tzw. korytarz Morag, którego nazwa nawiązuje do żydowskiej osady, istniejącej w tym regionie do czasu wycofania izraelskich żołnierzy i cywilów ze Strefy Gazy w 2005 r.
To właśnie w obrębie korytarza Morag funkcjonują trzy spośród czterech punktów pomocowych Gaza Humanitarian Foundation (GHF) – nowopowstałej amerykańskiej organizacji, wspieranej przez Izrael, która pod koniec maja przejęła dystrybucję pomocy w Strefie Gazy. Wcześniej zajmowała się tym ONZ.
Działalność GHF od początku budzi kontrowersje. W pobliżu punktów kontrolowanych przez organizację regularnie dochodzi do rozlewu krwi. Izraelscy żołnierze i amerykańscy najemnicy strzelają do ludzi szukających pomocy.

– Rozdawanie pomocy tak, jak to robi GHF, jest z mojego punktu widzenia nieetyczne, a jako specjalista od spraw bezpieczeństwa dodam, że narażanie odbiorców pomocy na ryzyko w tej skali jest absolutnie niedopuszczalne. Oczywistym jest, że ludzie zdesperowani, zgromadzeni na małym obszarze, wystawieni na wysokie temperatury, czekający godzinami, mogą walczyć ze sobą. Dlatego jako organizacje stosujemy narzędzia, które mają do tego nie dopuścić – dodaje.

Niewykluczone, że Izrael pójdzie o krok dalej. W lipcu minister obrony Israel Kac mówił o utworzeniu w Rafah całego „miasta humanitarnego”, do którego na początku miałoby trafić 600 tys. Palestyńczyków, a docelowo cała populacja Strefy Gazy, licząca ok. 2,1 mln mieszkańców.
Pod koniec miesiąca izraelskie media podały, że plan ten został „zamrożony”, ale nie wiadomo, czy jest to równoznaczne z tym, że „miasto” w którymś momencie jednak nie powstanie. Krytycy – m.in. izraelski historyk Omer Bartov, z którym rozmawiało niedawno o2.pl – twierdzą, że nie byłoby to „miasto humanitarne”, tylko „obóz koncentracyjny”.

Inne artykuły

Zawieszenie broni, którego nigdy nie było…

Zawieszenie broni, którego nigdy nie było…

Zawieszenie broni, którego nigdy nie było Czy Izrael oszukał świat? W Gazie znów słychać odgłosy bomb, a nie obietnic pokoju. Katastrofa humanitarna narasta, a zawieszenie broni okazuje się fikcją. Gaza krwawi, ale Gaza mówi. I świat nie ma już wymówek, by jej nie...

Czy porozumienie pokojowe wisi na włosku?

Czy porozumienie pokojowe wisi na włosku?

Prezydent Donald Trump powiedział w środę, że rozważy zezwolenie premierowi Izraela Benjaminowi Netanjahu na wznowienie działań wojskowych w Strefie Gazy, jeśli Hamas odmówi przestrzegania swojej części porozumienia o zawieszeniu broni. W rozmowie ze stacją CNN...

0 0 głosy
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze